„Świat nade mną łzy ronił,

któż widział młodość trwonić,

marnować ewangeliczne talenty,

Wszędzie można być świętym.

Moje oddanie nazwano ślepą dziewczęcą pomyłką,

jakobyś Ty Bóg nie był wat posiąść mnie, domek z kart” ( Autor nieznany)

Taki wiersz przyszło mi kiedyś recytować, gdy byłam w szkole podstawowej. Potem, w liceum ogólnokształcącym, miałam już zeszyt z moimi wierszami. Zapamiętałam jedynie coś z jednego wiersza:

Będziesz miała cierpień nie mało.

Bo kochasz Boga tak jak przystało.

Skończysz studia.

Pójdziesz gdzie…

Tam, gdzie Bóg Cię widzieć chce.

Mój zeszyt  z wierszami chciała zobaczyć p. dyrektor, ucząca naszą klasę języka polskiego.  Spełniłam jej polecenie – zeszyt przyniosłam.  Ale nie wrócił do mnie.

Dlaczego? Nie wiem. Wiem, że  nie było jej łatwo ze mną: Ona popierająca komunę, a ja  autorka  wierszy  o Panu Bogu. Mimo, że byłam o kilka razy częściej pytaną przez nią  na lekcjach w porównaniu z moimi kolegami  i koleżankami, to wysłałam jej życzenia po skończeniu studiów teologicznych na ATK i uwieńczeniu ich tytułem magistra. I sprawiłam jej wielką radość, o czym dowiedziałam się, gdy zostałam zatrudniona jako nauczycielka języka niemieckiego w tymże samym liceum ogólnokształcącym, w którym byłam uczennicą.

Po jakimś czasie miałam sen, że idę ze swoimi wierszami do Biblioteki Narodowej. Zaczęłam więc pisać. I tak się stało, że wydałam Zbiorek poezji.

To wszystko na chwałę Bogu.